„Polski hip hop posiada wiele twarzy. Wydanie drugie, rozszerzone” jest jedną z tych nielicznych książek o tematyce subkulturowej, których debiutu na rynku księgarskim wyczekiwałem od dłuższego czasu. Fakt, iż przegapiłem wydanie pierwsze publikacji (limitowanych 300 egzemplarzy) wzbudzał we mnie uczucie zawiedzenia i jątrzący niedosyt wiedzy w tematyce hiphopowej. Toć niewiele woluminów traktujących o rodzimym hip hopie ukazało się w kraju nad Wisłą a te, które zostały wydane nie zalegały długo na półkach księgarni znikając równie szybko jak się pojawiły. Można je było wówczas nabyć jedynie w serwisach aukcyjnych, jednak cena zaproponowana przez ich szacownych posiadaczy, którym najwyraźniej lektura się znudziła, kilkukrotnie przebijała wartość nowej sztuki z czasu debiutu. Gdy tylko wychwyciłem informację o rychłym ukazaniu się „Polskiego hip hopu” na rynku, nie czekałem ani chwili i zamówiłem egzemplarz.
Przeczytawszy pierwszy akapit mojej recenzji Czytelnicy mogliby uznać, iż należę do grupy „subkuturowców”, dla których temat wydaje się na tyle ciekawy, iż bezzwłoczny zakup jest sprawą oczywistą. Nie zaprzeczę temu stwierdzeniu. Jednak z treścią książki dokumentującej bogaty hiphopowy aktywizm autorów pozycji wiąże się jedna z moich osobistych dróg poszukiwania wiary i sensu w hip hopie. Dokładnie tak, szanowny Czytelniku! Spytasz: „Gdzie tu wiara, skoro hip hop ma w założeniu bujać głową i dobrze banglać w furze?” Otóż, jako nastolatek szukałem sposobności by zgłębić tajniki hip hopu, a takowe na tamten czas (mowa o pierwszych latach milenijnych) stwarzała tajemnicza organizacja, o której w moich okolicach nikt nic konkretnego nie wiedział, a wszyscy ją znali – Universal Zulu Nation. „Polski hip hop” jest właśnie tą książką, która miała rozwiać wszelkie wątpliwości odnośnie UZN oraz przedstawić zarys kultury hip hop w Polsce w usystematyzowany, miarodajny oraz autentyczny sposób. Nie zawiodłem się!
W sklepach muzycznych nie wiedzą co to rap, czyli początki polskiego hiphopu
Ale do rzeczy. Autorami książki są Piotr Sadowski oraz Andrzej Graff znani szerszemu gronu odbiorców hip hopu jako Sadi i Graff. „Polski hip hop” w swych pierwszych rozdziałach traktuje o dokonaniach szacownych pisarzy, co dla niektórych może wydawać się sposobem na autopromocję lub tani lans. Pragnę odwieść tychże od podobnych nieszlachetnych ocen, jako że twórcy książki są naocznymi świadkami i uczestnikami zdarzeń dziś uważanych za faktyczny początek subkultury hip hopowej w Polsce. Trudno byłoby im pisać o hip hopie pomijając swoje w nim uczestnictwo i wkład pracy. Sadowski i Graff nie są jedynie archiwizatorami jej początków, lecz czynnymi jej twórcami i krzewicielami. Pokuszę się o stwierdzenie, iż życiorysy autorów wydane jako osobne publikacje, same w sobie mogłyby stanowić ciekawe dokumenty charakteryzujące przełom kulturowy zaistniały jeszcze przez tzw. Okrągłym Stołem (1989).
#KupujPolskieRapPłyty
Zaopatruj się w nowe kompakty do rap kolekcji i wspieraj jednocześnie działalność i niezależność naszego portalu.
materiał reklamowy Ceneo.plZOBACZ RÓWNIEŻ: Pękaty i jego solówka niczym szklaneczka dobrego whisky – #404
Warto nadmienić, iż oprócz tekstu książka obfituje w wiele fotografii młodych b-boyów z lat 80., miniatur archiwalnych plakatów pierwszych, stylowych konkursów tanecznych oraz dokumentów dowodzących prawdziwości słów autorów. Jak sami stwierdzają: „Początki polskiego hip hopu to wczesne lata 80., kiedy młodzi ludzie w różnych regionach naszego kraju zaczynali tworzyć coś, co obecne jest znane jako polski hip hop. Były to czasy, gdy nie istniał internet, graffiti jako sztuka nie miała racji bytu, w renomowanych sklepach muzycznych personel nie miał pojęcia, co to jest rap, a w polskich mediach, powoli zaczęły się pojawiać pierwsze przebłyski na temat kultury hip hop.” (str. 143)
Idea hiphopu i wartości tej subkultury
W książce ciekawie ukazany jest rys socjologiczny czasów przełomu. Otrzymujemy interesujący obraz przemian społecznych wśród polskiej młodzieży lat 80. zahaczając nie tylko o rozwój breakdance’u na ulicach polskich miast, lecz również o inne subkultury stanowiące wówczas o buncie polskich nastolatków i sposobie na mentalne wyrwanie się komunistycznemu reżimowi. „Na przełomie lat 1983 i 1984 polski punk rock i jego buntownicy w jakimś stopniu zaczęli mieszać się z wizerunkiem pierwszych polskich b-boys i b-girls. Podobnie jak zwolennicy Sex Pistols, The Exploited czy UK Subs, tak jak i pierwsi przedstawiciele polskiego hip hopu nosili wtedy tak zwane pieszczochy na nadgarstkach oraz katany z napisami czy symbolami danej subkultury. Punki głosiły swoje hasła „Punk’s Not Dead” i „No Future”, grały punk rock przeważnie w piwnicach i słuchały tej muzyki, a b-boys i b-girls utożsamiali się z ideą „Hip Hop Don’t Stop”, tańczyli breakdance w parkach i na ulicach oraz słuchali muzyki rap i electro funk.” (str. 146)
Książka oferuje jednak dużo więcej potencjalnym nabywcom niźli tylko biografie autorów. Poszczególne rozdziały „Polskiego hip hopu” zawierają cenne wzmianki o innych subkuturowych inicjatorach spoza Śląska, którzy również przyczynili się do propagowania idei hip hopu oraz lepszego zrozumienia wartości przezeń reprezentowanych. Jako skromny recenzent, obserwator zjawiska i przede wszystkim czytelnik czułem, iż książka niczym machina czasu przenosi mnie do dni przedpotopowych, gdzie ukazał się oczom mej wyobraźni undergroundowy świat pełen ksywek, ekip i wydarzeń, o których ni w ząb nie miałem pojęcia.
Autorzy ukazują obraz wielu polskich miast i miasteczek jako niezależnych centów rozwoju hip hopu zmieniając ich wizerunek ze stereotypowych, szarych blokowisk na tętniące życiem zarzewia kulturowe i pola nowatorskich eksperymentów muzycznych.
Autorzy odnieśli się kilkukrotnie do bliskich mi Katowic i znanych w mieście miejscówek, które pod warstwami odrapanych tynków i spłowiałych prac graffiti skrywają wiele historii i legend nieznanych młodym adeptom sztuki hiphopowej. Nadmienię, iż kilka z tych opowieści poddałem pod ocenę starszym ode mnie aktywistom z okolic stolicy województwa śląskiego, którzy je potwierdzili. Jeśli idzie o szczery przekaz na kartach książki, Szanowny Czytelniku, nie zawiedziesz się. „Cała ta muza była dostępna przeważnie w wybranych sklepach muzycznych, czy tak zwanych komisach, których nie było za wiele. Warto wspomnieć sklep muzyczny w Krakowie przy ulicy siennej oraz krakowską giełdę muzyczną Pod Przewiązką, sklep Helikon na warszawskiej Starówce oraz słynny wówczas w Katowicach szaber plac (czarny rynek), gdzie można było kupić prawie wszystko, oczywiście za odpowiednią cenę.” (str. 149)
„W latach 80. tworzeniu hip hopu w Polsce towarzyszyła mgiełka niepowtarzalnego klimatu i undergroundu”
Sadi i Graff w sposób dość minimalistyczny, choć rzeczowy nawiązują do różnic pokoleniowych między „oldskulowcami”, którzy doświadczyli lat 80. i 90. a tzw. „niuskulowcami” stanowiącymi kwiat młodzieży lat pomilenijnych (szanowny Czytelniku i szanowni Autorzy – zastosowałem terminy „oldschoolowiec” oraz „niuskulowiec” jako skrótów myślowych ułatwiających mi odniesienie się do wymienionych w tekście dekad. Zdaję sobie sprawę, iż slogany te niosą ze sobą więcej treści niż jedynie odnośniki czasowe).
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Gotowi na powrót do korzeni hiphopu? Prykson Fisk zaprasza na międzygalaktyczną podróż
„W latach 80. tworzeniu hip hopu w Polsce towarzyszyła mgiełka niepowtarzalnego klimatu i undergroundu – brakujące ogniwo w obecnej hiphopowej generacji Facebooka i YouTube’a. Lata 80. to czasy kiedy nie było telefonów komórkowych czy Skype’a, kiedy nie było, tak jak dziś, że każdy ma kontakt z każdym. Nawet telefon stacjonarny był czymś w rodzaju full wypas. Takie udogodnienia jak Facebook czy YouTube nie istniały (po wielu latach bez względu na prezentowany tam materiał i jego jakość każdy jest the best i superstar). W latach 80. gdy spotkali się ludzie o podobnych lub tych samych zainteresowaniach, było to wielkie wydarzenie.” (str.152)
Będąc w temacie rozwoju subkultury i towarzyszącemu im upływowi czasu warto nadmienić, iż Sadi i Graff pokusili się o odważne tezy odnośnie kolejnych „fal” hiphopowców, którzy w danych latach kreowali obraz subkultury. Jako odbiorca i (kiedyś) kolekcjoner polskich płyt ropowych byłem zaintrygowany nietuzinkowym spojrzeniem autorów na obraz rozwoju rynku fonograficznego w Polsce. Sam nie chciałbym wchodzić w polemikę z nimi na powyższy temat, gdyż w czasach opisywanych przez Sadiego i Graffa nie byłem uświadomionym kulturowo odbiorcą gatunku muzycznego znanego szerzej jako rap, lecz jedynie słuchaczem z doskoku.
Fundamenty kultury hip hop w Polsce
Niemniej trudno się nie zgodzić z analizami pisarzy biorąc pod uwagę fakt, iż ci nie tylko byli obecni przy narodzinach nagranej na nośnik polskiej sztuki rapowanej (świadome poszukiwania bądź zakup novum na rynku jakim była polska muzyka rap), co od wielu lat również przepowiadali i wyczekiwali jej narodzin. Co więcej, w minionych epokach już dostrzegali wyraźny podział między wybrzmiewającym zza wielkiej wody rapem a całością kultury, która swój pierwszy rozkwit w USA datuje na przełom lat 80 i 90. Niemniej twórcy są zdania iż „podawane przez polskie media latami informacje, według których pierwsza fala polskiego rapu (1995-1997) i druga fala polskiego rapu (1997-1999) tworzą fundamenty kultury hip hop w Polsce, są nieprawdziwe. Ludzie ci nie tworzą fundamentów kultury hip hop w Polsce, tylko podstawy polskiego rapu, który najpóźniej stał się częścią polskiej kultury hip hop. Stało się to 15 lat po jej zapoczątkowaniu w Polsce, do czego doszło na początku lat 80. To dwie różne historie.” (str. 286)
Autorzy wyrażają się ostro o polskim rapie (w domyśle kierują słowa w stronę nowomodnych, pomilenijnych kierunków jego rozwoju) twierdząc, iż odłączył się on od hip hopu oraz tłumacząc ów fakt komercjalizacją i zatraceniem jego ram gatunkowych. Co więcej, obnażają kierunek rozwoju obrazu muzycznego w mediach wytykając ich kreatorom upodabnianie swych „dzieł” do muzyki pop lub nawet kopiowanie patentów ze zbioru dokonań znanych i cieszących się ogromną popularnością w Polsce wykonawców muzyki disco polo. „To niebezpieczna kombinacja, która zabija definicję rapu.” (str. 289) – twierdzą autorzy i trudno się z nimi nie zgodzić. Idąc dalej w temacie absurdów na pograniczu gatunków warto wspomnieć, iż stanowczo piętnują oni zjawiska subkulturowe opierające się o zwulgaryzowany quasi pornograficzny przekaz oraz tzw. „disy” jako podstawy do zdobywania popularności i budowania karier niektórych graczy na scenie.
Polskie hiphopowe podwórko
Pisarze w sposób dosadny wyrażają swoje zdanie na temat owych „amalgamatów medialnych” twierdząc iż „w tym świetle doskonale da się zrozumieć podział hip hopu, a w tym przypadku rapu, na artystów i hołotę.” (str. 289) Ową smutną konstatację i rozczarowanie rynkiem muzycznym można „na siłę” uśmierzać funkcjonującym w społeczeństwie hasłem o gustach i guścikach, jednak „poprzez komercyjny pop, który zaczyna być nieświadomie nazywany czy określany polską czy też nie tylko polską muzyką rap, sam rap dla siebie w tym wydaniu staje się samobójcą.” (str. 290) „Poza tym wszystko się wymieszało i za hiphopowe newsy media zaczęły uważać informacje o tym, że ktoś ma wytatuowane oczy, że jest poszukiwany listem gończym, że powiększył sobie biust czy pośladki, że ma problemy finansowe – i inne sensacje celebrytów. Fajnie, że takie teksty istnieją, ale dużo z nich to plotki, których internetowy natłok doprowadził do tego, że kluczowe wiadomości na temat hip hopu związanego przede wszystkim z jego elementami w wielu wypadkach zeszły na drugi plan.” (str. 366)
Jako przeciwwagę dla rapu o niejednoznacznej proweniencji Sadi i Graff przedstawiają w swej książce nowe, undergroundowe albumy twórców, których muzyka charakteryzuje się świeżością i kunsztem artystycznym, jak również szacunkiem do tzw. „starej szkoły”. Do wyróżnionych artystów/zespołów należą m.in. Zibbster z albumem „90’s Baby”, knurowski ASK Squad, który w 2015 roku wydał krążek „Addendum”, Szpilersi z albumem pt. „Akaizm” oraz „Historia Prawdziwa Ozeasza” ekipy CRACK HOUSE.
Książka „Polski hip hop” sięga jednak dużo dalej niż do tzw. polskiego hiphopowego podwórka. Autorzy pokusili się o skrótowy zarys rozwoju kultury w USA. Jako pasjonat tematu potwierdzam prawdziwość treści przedstawionych w wydawnictwie. Momentami byłem pozytywnie zaskoczony wnikliwością autorów odnośnie poszczególnych kluczowych postaci w rozwoju hip hopu. Nie należy jednak traktować owego rozdziału jako podręcznika historii i rozwoju kultury w Stanach, a jedynie jego zarysu. Mnogość wydarzeń i ojców gatunku (kultury) jest tak ogromna, a temat tak szeroki, iż można by się pokusić o stworzenie polskojęzycznej historii jego (jej) narodzin. Niemniej ów rozdział wart jest uwagi, w szczególności dla młodszych Czytelników, dla których będzie on jedną z pierwszych, jeśli nie pierwszą przygodą w odkrywaniu korzeni.
Powstanie międzynarodowej organizacji hiphopowej
W tym momencie warto odnieść się do obszernego rozdziału traktującego o powstaniu i rozwoju międzynarodowej organizacji hiphopowej znanej szerzej jako Universal Zulu Nation i moim spotkaniem z ideą przez organizację propagowaną. Mianowicie, na początku nowego milenium, jako kilkunastolatek byłem na etapie zgłębiania idei hip hopu i poszukiwań „prawdziwego” sensu jego istnienia. Wówczas miałem ograniczony dostęp do internetu, wiec wizyty na anglojęzycznej stronie UZN były obostrzone ramami czasowymi i kosztami zarazem. Niemniej śledziłem poszczególne wpisy na witrynie, tłumacząc na język polski podstawowe jej założenia. Jako poszukujący młody człowiek szybko zaakceptowałem, uniwersalne idee odnoszące się do „jednego boga”.
Przez jakiś czas opracowywałem tzw. Infinity Lessons oraz poszukiwałem kontaktu z kimś, kto byłby tak jak ja ideowo zaangażowany w ruch UZN. Niestety na próżno. Kilka lat trwał mój poszukiwawczy marazm. Pewnego weekendu udałem się wspólnie z rodziną do Ustronia na krótki wypoczynek. Ku mojemu zaskoczeniu i nieopisanemu rozczarowaniu zobaczyłem plakat promujący imprezę „Zulu Style”. Był to rok 2002. Okazało się, iż wydarzenie odbyło się w Wiśle dzień przed moim przyjazdem do rzeczonej miejscowości. Niefortunnym zbiegiem okoliczności przegapiłem ten event! Plakat jednak był mój i przez kilka lat dumnie wisiał na ścianie mego pokoju nad drzwiami. „Mówi się trudno” – rzekłem i szukałem kolejnych sposobności na odnalezienie Zulu. Okazało się jednak, iż lata szkoły średniej, a później studia skutecznie tłumiły moje „zulustylowe” zapędy.
Dziś po latach, gdy ugruntowałem swoją wiarę chrześcijańską, nie żałuję wspomnianego, niefortunnego rozminięcia się zważając na fakt, iż rozdział w omawianej książce wyraźnie wytyka błędy organizacji i ostrzega przez angażowaniem się w jej działania. „Pomimo że Universal Zulu Nation w swoich naukach wiele razy podkreśla swoją nazwę Boga – Allaha – to określa Stwórcę również jako Siłę czy Źródło. Pomimo używania przez nią wielu określeń dla Stwórcy, wyraźnie widać faworyzowanie jednego Stwórcy – Allaha – co dla UZN oznacza jedność Boga (oneness of God).” (str. 403)
Apel do środowiska hiphopowego w Polsce
Warto również wspomnieć o apelu jaki autorzy wystosowali do środowiska hiphopowego w Polsce, aby ci skupili się również, na propagowaniu historii polskiego hip hopu, gdyż ten „przez wiele lat swojego istnienia był wytworem, który rozwijał się i był widoczny w świecie rzeczywistym (ulica, blokowiska, podwórka, określone miejscówki i imprezy). [Natomiast] W latach milenijnych hip hop stal się produktem bardziej wirtualnym, istniejącym i widocznym również w sieci. W efekcie hip hop podzielił się na rzeczywisty i wirtualny.” (str. 328) Z całą mocą pragnę poprzeć ideę stworzenia wystawy o śląskiej scenie hip hop organizowanej przez Muzeum Śląskie w Katowicach.
Wyrażam nadzieję, iż niniejszy pomysł będzie iskrą do opracowania ogólnopolskiej bazy danych odnośnie prekursorów hip hopu w kraju nad Wisłą. Do tego jednak niezbędne jest zaangażowanie setek aktywistów związanych z subkulturą, pragnących zaznaczyć swoje uczestnictwo i aktywności w jej ramach szerzej niż tylko a własnym osiedlu.
„Hip hop w Polsce fizycznie istnieje od 1983 roku. To jest realna data początku polskiego hip hopu.Większość województw, miast i miejscowości w Polsce ma swoich pionierów poszczególnych elementów kultury hip hop, którzy byli wzorem dla drugiej generacji, a ci z kolei dla następnej i tak dalej. Dzięki tym poszczególnym generacjom różniącym się nieco od siebie, polski hip hop – undreground- był zawsze widoczny w środowiskach subkulturowych. Jeżeli chcecie znać historię hip hopu w swoim regionie, to znajdźcie ludzi z poszczególnych generacji polskiego hip hopu, bo warto. Oni powinni znać początki hip hopu w waszych rejonach, i powinni wam o tym opowiedzieć, a wy przekażecie to innym, by historia przetrwała. Może dzięki temu pewnego dnia powstanie encyklopedia polskiego hip hopu.” (str. 325)
Pogawędka ze starym ziomkiem w piątkowy wieczór
Abyście, szanowni Czytelnicy, nie pomyśleli, iż zalewam Was słowną masą lukrową na temat opisywanego wydawnictwa, a autorzy nie poczuli, iż wypełnili w 100% swą misję pragnę zmierzyć się z kilkoma aspektami „Polskiego hip hopu”, które mi, jako skromnemu odbiorcy hiphopowej treści pisanej się nie spodobały. Sadi i Graff słusznie piszą o sobie, iż „żadna z (Nich) Konopnicka ani Mickiewicz, nie jest to więc książka lekkiego pióra. Niemniej jednak – jak stwierdzili czytelnicy – czyta się ją tak, jakby siedziało się przy piwku ze starszym ziomkiem i słuchało się jego opowieści o tym, jak to z tym hip hopem kiedyś w Polsce było.” (str. 22) Fakt, jest faktem – książkę czyta się bardzo dobrze. Jest ona napisana niczym pogawędka ze starym ziomkiem w piątkowy wieczór w jakiejś klimatycznej knajpie. Niemniej język, który został użyty przy pisaniu lektury nie należy do moich ulubionych.
Nie nawiązuję tutaj do składni, ani tym bardziej nie jest mą intencją krytyka korekty tekstu, gdyż te są bez zarzutu. Pragnę zwrócić jedynie uwagę, iż niektóre porównania są nad wyraz wulgarne (choć nie jest ich wiele) i momentami nie niosą, w moim subiektywnym odczuciu, dowcipu. Oczywiście są one niejako „zainstalowane” w tekstach oznaczonych kursywą, co oznacza, iż prawdopodobnie stanowią one spontaniczne wypowiedzi szanownych Twórców/Autorów – a w tychże trudno o język literacki. Pragnę jednak podkreślić, iż te niefortunne momenty odciągały mnie od poważnego wydźwięku lektury, która okazała się być tekstem napisanym przez bardzo kompetentnych i doświadczonych ludzi. Warto jednak nadmienić, iż owych, w moim rozumieniu, „wpadek” jest niewiele i nie powinny one umniejszać rangi „Polskiego hip hopu”, jako obowiązkowej pozycji książkowej na półkach subkulturowych uczestników.
Myśl hiphopowa to nie socjologiczne wywody czy rynkowe wzmiankowanie
Istnieje też kilka akapitów, z którymi ja, jako autor recenzji nie mogę się zgodzić. Autorzy twierdzą, iż „na temat kultury hip hop można dyskutować długo. Nie ma znaczenia, czy się z kimś zgadzasz, czy nie, bo każdy ma swoje zdanie. Te hiphopowe dyskusje mają sens i do pewnego momentu dają zadowolenie, jeżeli hip hop pozostaje dla nas prostym ulicznym wytworem, a my nie staramy się odgrywać roli filozofów. W przeciwnym wypadku te wszystkie dyskusje i filozoficzne wywody mogą nas zaprowadzić w ślepą uliczkę.” (str. 133) Stoję na stanowisku, iż naturalną drogą rozwoju myśli hiphopowej jest właśnie umiejętność opisania zjawiska w sposób inny niż socjologiczne wywody lub rynkowe wzmiankowanie.
Droga ku tzw. „urban philosophy” jest kierunkiem, który daje możliwość rozwoju wielu hiphopowcom nie będącym już czynnymi artystami na scenie czterech elementów. Zaznaczam, iż w USA bujnie rozwija się myśl hiphopowa, których autorami są wybitne postaci ze sceny hip hop np. znana z Public Enemy Sister Souljah („The Coldest Winter Ever”), Iceberg Slim („Pimp: The Story Of My life”), Queen Pen („Situations”), jak również opracowania charakteryzujące hiphop w ujęciu historycznym, wolnościowym, artystycznym i religijnym. Powstają antologie tejże literatury a prominentni działacze: raperzy, DJ’e, b-boye, czy też grafficiarze nadają ton rozmów w mediach, stanowią środowisko opiniotwórcze i stymulujące młode pokolenia. Twierdzenie, iż „Hip hop bez tworzenia filozofii, bez szerzenia edukacji na pokaz oraz bez dążenia do doskonałości umysłu, która jest niemożliwa do osiągnięcia w tym wymiarze” (str. 139) nie jest właściwym kierunkiem rozwoju subkulturowego. Jest to li tylko moja osobista refleksja.
Pragnę jednak z tego miejsca oddać szacunek Sadiemu i Graffowi za książkę stanowiącą „kamień milowy” w rozwoju literatury hiphopowej w Polsce oraz (albo przede wszystkim) za długie lata działalności i aktywizmu, które autorzy poświęcili by krzewić w społeczeństwie polskim zrozumienie rodzącej się idei. Nie będzie przesadą jeśli napiszę z pełnym przekonaniem, iż Piotr Sadowski oraz Andrzej Graff należą do pokolenia, które ja mógłbym nazwać „Polish hip hop kings”. Drogi Czytelniku, jeśli nie zgadzasz się z tym nieskromnym tytułem, zachęcam Cię do skonfrontowania swoich przekonań z tekstem książki „Polski hip hop posiada wiele twarzy. Wydanie drugie, rozszerzone”. Istnieje duże prawdopodobieństwo, iż przyznasz mi rację a sam doświadczysz unikalnej podróży do początków rodzącego się hip hopu w kraju nadWisłą.
Na zakończenie – od Autorów dla Ciebie drogi Czytelniku:
„Zdajemy sobie sprawę z tego, że każda książka jest ograniczonym źródłem informacji. Niemniej jednak można by w naszej książce napisać o wiele więcej. Dlatego, jeżeli masz wiedzę, napisz książkę „Polski hip hop posiada wiele twarzy 2” twojego autorstwa i wówczas możemy włączyć się do dyskusji. Jeżeli wiedzy nie masz, dojdź do źródła w swoim mieście, miejscowości, regionie i zadawaj pytania tym, którzy znają początki i historię polskiego hip hopu, ponieważ lepiej czerpać wiedzę ze źródła niż z kałuży.” (str. 377)
Postscriptum od recenzenta
Szanowny Czytelniku, szanowni Autorzy. Pisząc recenzję książki „Polski hip hop posiada wiele twarzy. Wydanie drugie, rozszerzone” posłużyłem się terminologią stosowaną w tekście wydawnictwa w odniesieniu do opisywanego zjawiska. Sam osobiście stosuję terminy „hip-hop”, „Hip Hop” oraz „Hiphop” (co ma pokrycie w pracach autorów zza wielkiej wody unifikujących nazewnictwo) . Natomiast na potrzeby recenzji dostosowałem się do nomenklatury użytej w książce. Nadmienię również, iż nieczęsto stosuję termin „subkultura”. Wybieram raczej termin Kultura jako wyraźny znak uznania jej wartości na forum międzynarodowym.
Rafał Elmer