Na kolejne, drugie wydawnictwo płytowe Anatoma czekałem z niecierpliwością. Warto podkreślić, iż nie tylko ze względu na zbliżony mojemu (choć z pewnością niejednakowy) światopogląd, lecz również jako konrapunkt do dominacji marketingowej Tau na scenie rapu chrześcijańskiego. Z pewną dozą ciekawości i odrobinę przekornie podjąłem się recenzji najnowszego dzieła, jedynego jak do tej pory, w pełni wypromowanego przez Bozon Records artysty, który nota bene opuścił szeregi wspominanej kieleckiej oficyny, podejmując autonomiczną drogę twórczą.
Biorąc pod uwagę młodzieńczą, artystyczną świeżość, niebagatelną technikę, upór jak również, w późniejszym etapie kariery, wyrazistość poglądów i sprecyzowaną drogę twórczą Jakub Nowak od dłuższego czasu był kandydatem na szczebel legalnych wydawnictw. Obdarzony sceniczną charyzmą, talentem wokalnym i niuskulowym sznytem raper okazał się być pełnoprawnym kompanem dla artystycznych poczynań Piotra Kowalczyka. Wartałoby wspomnieć o pierwszym, przeznaczonym dla szerszego grona odbiorców albumie Anatoma (wówczas B.A.K.U) o tytule Poznaj mnie, który za sprawą Urban Rec trafił na półki sklepowe w 2014 roku. Od tego czasu artysta zagrał wiele koncertów, odwiedził USA celem realizacji singlowego klipu, wielokrotnie supportował najpopularniejszych nawijaczy w kraju, dochodząc do momentu nawrotu ku wartościom chrześcijańskim.
Wydana po szyldem Bozon Records Atomistyka okazała się być solidnym, dobrze rokującym materiałem. Niestety nie posiadam danych odnośnie sprzedaży albumu lub wręcz odżegnuję się od poszukiwań takowych, jednak doszły mnie wieści o dość znikomej sprzedaży przyzwoitego przecież krążka. Niemniej ja, jako szczęśliwy posiadacz Atomistyki oceniam czas spędzony na jej odsłuchu, jako ciekawy i wartościowy. Słysząc więc zapowiedzi dotyczące kolejnego albumu Jakuba zacząłem mimowolnie śledzić datę premiery. Dziś, trzymając w rękach Autonomię pokusiłem się o krótki tekst dzieło opiniujący, do którego lektury Szanowni Moi zapraszam.
#KupujPolskieRapPłyty
Zaopatruj się w nowe kompakty do rap kolekcji i wspieraj jednocześnie działalność i niezależność naszego portalu.

Autonomia (nie mylić z gliwickim albumem Autonomia z 2002 roku) została wydana już poza Bozon Records. Nie mi dociekać powodów odejścia Jakuba z wytwórni, gdyż skupić się pragnę li tylko na merytorycznej ocenie zawartości krążka. Toć Anatom w wytwórni, czy też poza nią, zgodnie z tym, co dyktuje nam playlista, to wciąż ten sam inspirujący młody, obdarzony wielkim talentem wokalnym, piszący niebagatelne liryki i prężnie działający jako profilaktyk raper (pogram profilaktyczny „Przepis na Sukces”). Mogę jedynie dodać, iż wychwyconą przeze mnie cechą odróżniającą wykładnię Autonomii od swojego poprzednika jest wypracowane, dość krytyczne podejście odnośnie materii muzyki, rynku fonograficznego oraz fundamentalnych kwestii artystycznych, takich jak niezależność, wolność oraz twórcza niezależność, które bezwzględnie znalazło swój wydźwięk w tekstach.
Raper śle swym słuchaczom przesłanie nawiązując do idei tzw. ślebody, będące intrem do albumu oraz cytatem z pracy Kulturemy podhalańskie Macieja Raka zarazem: „Nie zaginie piosnka o ślebodzie. Moi Drodzy, kiedy się tutaj jest, to tu się widzi co znaczy to słowo śleboda. I jak śleboda łączy się prawością. W języku literackim to jest swoboda, ale śleboda to nie jest to samo, co swoboda. Śleboda moi drodzy, to jest coś takiego, co czuje gospodarz w swoim gospodarstwie. Śleboda jest mądra. Śleboda umie po gospodarsku zadbać, umie po gospodarsku tę ziemię uprawić. I moi drodzy, tak sobie myślę, że jak tu jesteśmy, to szczególnie mocno przy tym ołtarzu czujemy, że w tym naszym kraju, choć jest niedobrze, źle, choć się ludzie gryzą, kłócą, tracą cierpliwość, to skoro w tym kraju są takie miejsca jak to, to w tym kraju ta prawość i ta śleboda nie zaginie. I wróćmy stąd moi drodzy do naszych domów odrodzeni trochę z tego spotkania, odrodzeni przez tę prawość, którą tu spotkamy i przez tę piosnkę o ślebodzie, którą mam nadzieję jeszcze słyszeć tu będziemy”.
Warstwa muzyczna albumu jest zdominowana przez nowoczesne, elektroniczne brzmienia. Zdarzają się oczywiście akcenty akustyczne, jednak nawet wówczas są one podporządkowane pod syntetyczny drumkit. Pragnę być z Wami szczery starając się oddać rzetelnie moje odczucia odnośnie omawianej sfery artystycznej albumu. Tak więc, strona muzyczna Autonomii niestety nie zachwyciła mnie. Bity autorstwa GeezyBeats, Feliepe, Sempu, PLN Beats, Kubi, oraz Atezu, mimo spójności brzmieniowej i kilku ciekawych patentów, niestety nie zatrzymały mnie przy głośniku na dłużej. Wprawdzie pierwszy, drugi czy też trzeci odsłuch był dla mnie, oprócz motywacji badawczych, pewną formę rozrywki, to kolejne kontakty z albumem szybko stały się dla mnie dość męczące.
(Niektóre) Cukierkowe, odrobinę dyskotekowe bengiery, być może gonią za trendami a i same w sobie są dość interesujące jeśli idzie o sposób prowadzenia padów, jednak ich maniera bardziej kojarzy mi się z popem niż z hip-hopem. Nadmieniam, iż w dzisiejszych czasach takie lub podobne brzmienia są tymi pożądanymi przez młodszą publikę (co za moment postaram się udowodnić) i też te właśnie i im podobne będą coraz częściej podstawą utworów wielu młodszych stażem twórców. Ja (stety/niestety) pozostanę z zamiłowania tym, poszukującym korzennych, instrumentalnych brzmień i ciekawie ciętych próbek. Nie traktuję wszakże w niniejszym akapicie o warstwie tekstowej, lecz tylko i jedynie o beatach, których bez wątpienia lepszy sort zawiera propozycja płytowa niedawnego wydawcy Anatoma – Tau.
Czy jednak Autonomia pazura nie posiada i czy powinna być odrzucona a priori? Żadną miarą! Jestem z natury dość upartym słuchaczem i najnowszą propozycję muzyczną Jakuba postanowiłem przetestować na młodszych uszach, wplatając wyselekcjonowane utwory w szkolną lekcję wychowawczą (mając po temu mandat, jako że Nowak placówki oświatowe odwiedzał często w roli profilaktyka). Jaki był rezultat mojego eksperymentu? Rap Anatoma przykuł uwagę młodzieży w większym stopniu niż utwory raperów mieniących się obecnie jako top sceny (nie tylko c-rapu) w Polsce! Jakub zahipnotyzował swą muzyczną propozycją całą klasę! Nie było wiercenia się w ławce, zbędnych komentarzy, czy też próśb o inny repertuar.
Młodzi wysłuchiwali utworów do samego końca nieśmiało prosząc o repetę i zapisanie kswyki wykonawcy na tablicy. Tym bardziej byli zainteresowani artystą wiedząc, iż ten „zaplanowany był” jako prowadzący spotkania w ramach programu „Przepis na Sukces” (co finalnie, z różnych względów nie doszło w mojej szkole do skutku). Recenzując więc warstwę muzyczną albumu przyznałem się Wam Drodzy Czytelnicy, iż doszczętnie zgredziałem i nie nadążam za trendami. Przyznacie chyba, że jest dużo prawdy w mojej autokrytyce. Skoro już wszem i wobec zdyskredytowałem sam siebie oświadczam, iż przemogę się i postaram się zgłębić tajniki młodszej sceny hip-hop. Ot co!
Czy sukces edukacyjny, jakim bez wątpienia było wplecenie kilku wyselekcjonowanych utworów Anatoma w tok lekcyjny, wynikał jedynie z bitów trafiających w gusta młodych? Nic bardziej mylnego! Otóż motorem napędowym całego albumu jest wyśmienity warsztat raperski i wokalny Jakuba. Bez wątpienia jest on utalentowanym wokalistą przewyższającym o kilka szczebli swego niedawnego wydawcę. Nadmienić należy, iż śpiewu na albumie jest sporo i stoi on na bardzo wysokim poziomie. Energiczne, czysto wykonane i momentami rockujące przyśpiewki (nawet wówczas, gdy te „doklejone” są do syntetycznych, popowych bitów) potrafią przykuć uwagę, czyniąc album stylowo odmiennym od swego poprzednika. Fani twórczości Jakuba zauważą zapewne, iż ten nie spoczął na laurach i wciąż rozwija się jako wokalista.
Równie dobrze Anatom radzi sobie z nawijką rymowaną zaskakując celnością skojarzeń, grą słów, tematyką utworów (choć niektóre wątki wydają się być jedynie dopełnieniem już wcześniej omówionych przezeń problemów). Niemniej słucha się Jakuba przyjemnie i już w pierwszych kontaktach z jego rymowanym słowem można dostrzec, iż ten jest w doskonałej dyspozycji.
Wśród wyróżniających na albumie się gości warto zwróci uwagę na zwrotkę Filipka – nienagannego technicznie, błyskotliwego świetnie dopełniającego Anatoma nawijacza („Kilo Gucci”). Niezgorzej wypadł VBS („Vanitas”), jednak ten zepsuł odrobinę wydźwięk tracku niepotrzebnym wulgiem. Warta uwagi jest również solidna zwrotka Kobika w „Głosach”, w przeciwieństwie do gościnki Sztossa („Sin City”), który nie dość, że nie wykorzystał w pełni swych możliwości wokalnych, to niewłaściwie akcentując słowa i naginając język polski w kierunku uzyskania wymuszonego rymu znacznie zaniżył poziom kawałka. Sempu natomiast musi być współtwórcą refrenu w przebojowym (dyskotekowym) „Echo”, gdyż niestety jego gościnnej zwrotki w utworze nie wychwyciłem. Niemniej track jest wart polecenia jako rozgrzewka do wysłuchania albumu.
Atomistyka wydawała się być albumem bardziej technicznym, hip-hopowym i zachowującym równowagę między warstwą rymowaną a śpiewanymi dodatkami, podczas gdy Autonomia kładzie, w moim odczuciu, nacisk na emocje wyrażone w śpiewie, którym upust autor daje poruszając problematyczne, w szczególności dla młodych, zagadnienia niedojrzałej miłości, godzenia się z rozstaniem, poszukiwania tzw. małych szczęść, czy też pogoni za lansem i złudną sławą. Anatom zahacza również o tak osobiste przeżycia, jak śmierć swojego ojca („Blue Sky”), czy też manifestuje wiarę w Chrystusa („Wybieram Ciebie”).
Prawdziwym raperskim majstersztykiem albumu jest bez wątpienia „Vanistas” w którym Jakub, jak niewielu w kraju „strzela” synkopowymi rymami (oczywiście wątpię, czy wspomniane hasło znajduje się w słownikach poprawnej polszczyzny, niemniej zastosowany przeze mnie związek frazeologiczny w istocie oddaje mistrzostwo słowa w tracku). Świetnie napisany i zarapowany z energią tekst wymyka się „wszechwładzy werbla” sunąc przez bit niczym błyskawica. Cymes! Warto również podkreślić, iż maestria na majku nie musi tylko i wyłącznie wiązać się z umiejętnym przyspieszaniem, czy też rymem podwójnym. Słowo jest materią plastyczną dającą się formować w tak różnorodny sposób, iż momentami zachodzę o głowę dlaczego tak mało jest utworów hip-hopowych wnoszących innowacje, offbeatowych, odbiegających od żelaznych reguł rytmicznych 4/4. Anatom w tej materii nie zawiódł.
Na koniec warto napomknąć o poligrafii płyty, która tym razem wydaje się być wieloznaczną symboliczną, choć z pewnością nie jedyną w kontekście pomysłu na rynku. Jakub wychodzący z obrazu może symbolizować wejście do nowego życia, do wolności (również twórczej), czy też ucieczki od ram gatunkowych (co be zwątpienia udowodnił swym albumem nie będącym stricte hip-hopową kreacją). Wielowątkowa grafika oparta o białe marmurowe tło nawiązuje do solidnych podstaw wiary i czystości intencji samego autora (OK, rozpędziłem się – możliwe, iż sam Jakub czytając recenzję uśmiechnie się pod nosem, gdyż tak wielu interpretacji okładki swego najnowszego dzieła on sam nie był świadom).
Wśród wielu superlatyw odnalazłem również pewne mankamenty Autonomii. Mianowicie, w moim odczuciu niektóre utwory są odrobinę zabrudzone lżejszej maści eufemizmem. Czy obniża to wartość artystyczna samego albumu oraz czy ów fakt stanowi ujmę dla autentyczności rapera mianującego się chrześcijańskim lub w chrześcijańskiej scenie rap biorącym czynny udział? Zostawiam to pod ocenę Wam Drodzy Czytelnicy i Słuchacze. Warto również zauważyć, iż utwory mają charakter profilaktyczny z przeznaczeniem do szkół.
Wielu z Was stwierdzi, iż ów wynaleziony przeze mnie „mankament” w żadnym wypadku Wam nie przeszkadza oraz, że wbrew mym utyskiwaniom, nadaje on charakteru produkcjom. Podkreślmy jednak, iż niektórzy pedagodzy i dyrektorzy szkół, bądź też zaangażowani w materię profilaktyczną nauczyciele, mogą wymagać właściwego kodu językowego, który przy godle i krzyżyku winien być zachowany. Poza szkolą natomiast, gdzie natłok wulgarnych treści zarówno w wypowiedziach, jak również w formie obrazów samoistnie rzuca się przed oczy, Autonomia wydaje się być czysta jak kryształ.
Anatom bez wątpienia stanął na wysokości zadania dając swym słuchaczom materiał dopracowany, podążający za trendami, nienaganny technicznie, błyskotliwy oraz, przede wszystkim, dojrzalszy od swego poprzednika. Z niecierpliwością czekam na kolejne dzieła Jakuba kwitując ów etap w twórczości artysty słowami: „To najprawdziwsza płyta w moim życiu. Prosta, szczera i pierwszy raz tak naprawdę, od początku do końca moja. Już nie boję się być sobą – pokochałem to. I jestem wolny!”
PRAWA AUTORSKIE
Kopiowanie części recenzji lub ich całości bez zgody, a także kopiowanie zdjęć lub usuwanie z nich loga jest surowo zabronione. Wszystkie zamieszczane zdjęcia i recenzje są autorstwa Rafała Elmera.

