Od dłuższego czasu aktywnie działam na terenie katowickiego Załęża w klubie muzycznym Wysoki Zamek przy organizacji koncertów artystów mniej lub bardziej identyfikujących się z rozwijającym się prężnie nurtem tzw. hip-hopu chrześcijańskiego. Pisząc te słowa zdaję sobie sprawę, iż spadną na mnie gromy, bądź to odnośnie niewłaściwego nazewnictwa gatunku, z powodu powątpiewania co poniektórych odbiorców rapu w Polsce w fakt zaistnienia osobliwości muzycznej jakim właśnie ów wspomniany c-rap jest, czy też z racji zaszufladkowania muzyki, która powinna być, i słusznie, oceniana wg. kategorii jakościowych i stricte artystycznych.
Jestem zdania, iż polemika na ów temat, nawet jeśli byłaby tą mi nieprzychylną, powinna prędzej czy później zaistnieć, ot choćby na łamach forów internetowych, gdyż, jeśli mnie uszy i oczy nie mylą, wśród młodych twórców słowa rymowanego w Polsce, krystalizuje się zauważalna już dziś polaryzacja opinii, co do wspomnianego, młodego nurtu. Warto napomknąć również, iż ujawnia się coraz więcej tych słuchaczy, którzy jawnie utożsamiają się z chrześcijańskim światopoglądem, co cieszy. Wspomniana misja w klubie muzycznym rozwija się w najlepsze i wierzę, że wysiłek ów zaowocuje ot choćby (lub przede wszystkim) wspomożeniem roli wychowawczej i opiekuńczej szkół w ramach pracy z młodzieżą, i zaprocentuje pozytywnie w późniejszych latach życia wychowanków Wysokiego Zamku.
Jednym z ważniejszych wydarzeń muzycznych w Wysokim Zamku był koncert Augustyna, niedoszłego reprezentanta Bozon Records, który wspólnie z Christophorosem oraz przy wsparciu scenicznemu Łebskiego z Avo Records zapewnili bywalcom katowickiej placówki niezapomnianą ucztę brzmieniową. Należy docenić fakt, iż Augustyn – lub po prostu Konrad zasilił szeregi artystów odwiedzających klub jadąc z drugiego końca Polski, a dokładniej z urokliwego miasteczka Nieszawa (woj. kujawsko-pomorskie) na Śląsk. Podróż pociągiem przez kawał Polski aby podzielić się swoim świadectwem nawrócenia, również w wersji video, zagrać koncert, spędzić czas na rozmowach z młodzieżą i udzielić wywiadu wymagało nie lada wysiłku i organizacji logistycznej oraz wiary w misję i w siłę swojej muzyki. Na walorach tej właśnie chciałbym skupić się dziś w niniejszej recenzji.
#KupujPolskieRapPłyty
Zaopatruj się w nowe kompakty do rap kolekcji i wspieraj jednocześnie działalność i niezależność naszego portalu.

Album Neofita pojawił się w internecie niespodziewanie powodując poruszenie w środowisku odbiorców c-rapu. Promujący album singiel „Most” niczym lokomotywa przejechał przez wyszukiwarki zdobywając spory posłuch i wiele pozytywnych komentarzy. Chciałbym jednak, aby niniejszy tekst wzmiankował przede wszystkim o kolejnym wielkim przełomie w karierze rapera. Mianowicie idzie o zakwalifikowanie się Konrada do rapowego plebiscytu Młode Wilki Popkillera 2019, co dla wielu jest sporym zaskoczeniem (lub wręcz odwrotnie). Jako że nasz artysta, mimo iż dysponuje niepodrabialnym stylem, bajeczną techniką i niebagatelnym wyczuciem pióra, w kręgach odbiorców rapu nie był postacią bardzo znaną, cieszy fakt, iż tuż po udanym debiucie Anatoma i jego uczestnictwie w akcji medialnej Popkillera 5, kolejna ciekawa postać z klarownym światopoglądem pojawia się na ogólnopolskiej fali. Czekam z niecierpliwością na kroki ziomka zarówno w programie, jak również w jego dalszych aktywnościach na scenie rapowej. Pragnę jednak skupić Twoją uwagę Szanowny Czytelniku na albumie przełomowym w dyskografii Augustyna – Neoficie, który dodany został jako bezpłatny suplement do albumu ON/OFF autorstwa Tau.
Zasłużenie ów znalazł się w jednym preorderze obok wybitnego wydawnictwo założyciela Bozon Records. Chcę wierzyć jednak, iż ów manewr wydawniczy podyktowany był jedynie pośpiechem i chęcią wyróżnienia Neofity, jako dzieła wyjątkowego. Uważam, iż album Augustyna powinien w pełnej krasie zostać wydany osobno, mieniąc się jako efemeryczny, eklektyczny hip-hop o rzadko spotykanej konstrukcji utworów, z ciekawym podejściem zarówno do formy jak i treści całości.
Już na wstępie wspomniałem o singlu „Most”, który przetarł dziełu Konrada szlaki w internecie i zwrócił nań uwagę bardziej znanych artystów ze sceny c-rapu, mianowicie Rymcerzy, z których duetu do dzieła dograł swoją zwrotkę DJ Yonas oraz jego kompan po fachu – Maro En (dziś Emenzino). Zarówno oryginalny singiel jak i ów bonus track brzmią ciekawie i moim zdaniem zasługują na uznanie nie tylko fanów podgatunku, lecz również tych, którzy nie identyfikują się z przesłaniem niesionym w wersach hip-hopowców. Warto nadmienić, iż Konrad swoim stylem rymowania jest dość nieprzewidywalny. Na singlu jego rap jest podszyty mikstura emocji, od żalu począwszy po strach, wdzięczność i spełnienie. Warto uprzedzić Czytelniku Twoje myśli i wyjaśnić wątpliwości. Augustyn jest wszechstronnym raperem, który to co najlepsze i najbardziej zaskakujące zachował w być może nieodkrytej jeszcze przez Ciebie części dzieła.
Neofita jest przepleciony skitami – monologami – opisującymi dość skrótowo historię rapową autora, wplatającego weń m.in. wątki odnoszące się do życia sprzed nawrócenia do Chrystusa. Raper wylewa swe serce prze słuchaczem wspominając o swych uzależnieniach, problemach natury emocjonalnej, gniewie i rezygnacji z życia. Zaznacza ów bardzo przekonująco, iż to właśnie dzięki Chrystusowi wyratował się ze szponów demona i uniknął śmierci, którą wówczas był gotów samemu sobie zadać. Warto wspomnieć, iż artysta nosił się kiedyś z pseudonimem KND i pod tym szyldem wydał pięć albumów, których ślady prawdopodobnie jeszcze dziś można odnaleźć w internecie. Ciekawie zaaranżowane zostały wspomniane przerywniki, które przywodzą na myśl występ sceniczny w wytłumionym pomieszczeniu teatru lub niewielkiego klubu muzycznego, gdzie sprzężenia mikrofonu, cichy szum stęchłego powietrza i pogłos sali widowiskowej nastrajają do podążania za scenariuszem prezentowanego spektaklu.
Już w pierwszym tracku – skicie – raper zaznajamia nas ze swoim głosem, który przy wstępnym odsłuchu może wydawać się dość szorstki, nieprzyjemny lub krzykliwy. Nie da się ukryć, iż twórczość Augustyna nie jest miłym dla ucha rap-popem, lecz charakternym, zróżnicowanym technicznie rapem z naleciałościami punkowymi lub… metalowymi. Być może odrobinę przesadzam z tak daleko idącym porównaniem, lecz należy zaznaczyć, iż takie właśnie skojarzenia przyszły mi na myśl mając za sobą kilka przesłuchanych albumów z cięższymi brzmieniami. Wokal Augustyna niczym rozdzierany materiał, nierówny, nieprzewidywalny, pełny zwrotów tonacyjnych i momentów spokoju oraz wybuchów gniewu i niespodziewanego akcentowania frapuje i elektryzuje zarazem. Zostaniesz zwolennikiem takiej „ameby artykulacyjnej” i zaakceptujesz ją w takiej właśnie niezmienionej amorficznej formie, albo zostaniesz jej zaciętym wrogiem i ta odrzuci się na tyle, iż nie będziesz miał ochoty nigdy więcej słuchać kolejnych albumów autorstwa ziomka. Ja bynajmniej jestem jego twórczości nad wyraz przychylny.
Pomijając z grubsza omówiony już utwór singlowy i zahaczając o jego remiks z gościnnym udziałem Yonasa i Maro En, warto skupić się na trzecim tracku o tytule „Trójkąt równoboczny”. Ciekawy bit autorstwa Ka-Meala z wysamplowanymi fragmentami znanego rapowego szlagiera nadaje ciekawy klimat, który w połączeniu z szorstkim głosem Augustyna, czyni z kawałka rzadko spotykany kolaż kontrastów. Oczywiście nie każdemu słuchaczowi może spasować niniejsza propozycja wykonu, gdyż muzyka w nim zastosowana intuicyjnie „wymaga” ciepłego, stonowanego rapu przeplecionego soulowym, żeńskim wokalem. Niemniej ciekawa metaforyka utworu warta jest wysłuchania.
Czwarty track jest niczym eksplozja w porównaniu ze swoim poprzednikiem. „Jestem Neofitą” daje się poznać jako wykrzyczany rap ze wspomnianym punk rockowym sznytem. Oczywiście nie powinienem przesadzać z aluzjami do punka. Po kilku odsłuchach stwierdzam jednak, iż rzeczywiście nie było mi dane od dawna wysłuchać tak bardzo emocjonującego hip-hopu. Szybka nawijka wykonana w manierze krzyku, połączona z jeszcze silniejszym refrenem w oparciu o mroczny bit Forresta Greena pozostaje w sercu na długo.
„Zdechłe ryby” jest kolejnym zaskoczeniem, gdyż tym razem utwór przenosi nas odrobinę w klimaty Tribe Called Quest, gdzie jazzujące sample spod padu Forresta Greena czynią ciekawą mozaikę brzmieniową. Autor ujawnia w nim kolejne strony swego mrocznego życia sprzed nawrócenia opisując uzależnienie i konsekwencje oddalenia się od Stwórcy. Opisy przyjmowania kolejnych dawek opioidów, marihuany i innych specyfików, zarówno w szkole przed lekcjami jak i w ukryciu w domu jawią się jako naznaczony ostrzeżeniem dziennik człowieka zniewolonego, który ostatnimi resztkami sił próbuje przestrzec rówieśników przed pójściem w stronę narkotykowych odlotów.
„Płyną” jest świadectwem zmagania się z siłami natury duchowej. Konrad zwierza się ze swych praktyk satanistycznych, wspominając o lekturze biblii szatana, o zainteresowaniu bytami astralnymi i teoriami stojącymi w opozycji do wykładni Biblijnej: „Czujesz się fajnie z pozoru OK, fajnie wygląda ten okręt / Ale pod jego pokładem się kryją piraci i wyjdą po ciebie za moment / (…) Twoje praktyki na fazie REM co noc już masz te sny świadome / istocie astralnej ufasz i wmawia ci szmata, że jest twoim aniołem / a naprawdę jest koniem trojańskim zło w czystej formie”.
„Zawsze z prądem” jest klejonym silnym uderzeniem w uszy i serce. Augustyn wzbija się w nim na swój najwyższy diapazon głosowy, eksponując nieokiełznany krzyk. Na mnie osobiście forma ta robi duże wrażenie i nieźle komponuje się z trapowym bitem produkcji Camera Operators. Utwór bardzo silny, o charakterystyce storytellingu opowiadający o kontaktach rówieśniczych opartych o wspólne branie narkotyków i wsparcie w rozwijaniu nałogu frapuje. Polecam ot choćby dla poznania ciekawej historii zaczerpniętej z życia Konrada i doświadczenia ciekawie zaaranżowanej międzygatunkowości brzmieniowej.
Trochę gorzej wychodzi Augustynowi śpiew, którego próbuje w utworze „O.B.” Na delikatnym bicie swego autorstwa z odsieczą przychodzi subtelny wokal EmKa, który nadaje swoistej, bujającej charakterystyki utworowi. Niestety w serii kolejnych tracków utwór ten nie wydaje mi się udany. Odrobinę nieumiejętne połączenie delikatności z krzykiem i śpiewem autora wywołuje trudności we właściwym jego odbiorze.
Prawdopodobnie taki był właśnie zamysł Konrada, jednak owa nadmierna różnorodność w utworze nie przekonuje mnie. Utwór ratuje monolog końcowy do tracku przyłączony, gdzie twórca kilkukrotnie rapuje acapella słowa budujące cały album, jak również definiujące chrześcijanina: „Ty jesteś moim bratem a ty jesteś moją siostrą / I kocham was tak mocno, że to jest jakiś kosmos”.
Słuchając kolejnych nieregularnych rapów Konrada („C.Y. (Czuję Yezusa)”) można wynieść zeń dużo więcej, niż pakiet przemyśleń oferowany we wcześniejszym „O.B.” Jest to mianowicie kawałek upolityczniony traktujący zarówno o problemach natury społecznej (które w podłożu swym zaczynają się od grzechów natury duchowej – ogromny skrót myślowy, być może warty analizy), jak również o uzależnieniu od pornografii, zniewalaniu kobiet i pogoni za tanim lansem i sztuczną ekspozycją osobowościową przesyłaną w świat za pomocą najnowszych generacji telefonów. Krytyka pada na niepoważne zachowanie młodych ludzi, którzy idąc za modą zatracają wartości w życiu najważniejsze. Tematyka utworu haczy również o problemy natury globalnej, jak nielegalna migracja z krajów tzw. Trzeciego Świata do Europy. Będąc bacznym obserwatorem zjawisk migracji ludów autor obnaża taktykę ludzi sfanatyzowanych, którzy w imię swojej wiary podszywają się pod uciekinierów wojennych celem przedarcia się na terytorium Unii Europejskiej i eksterminacji jej mieszkańców. Bynajmniej nie idzie raperowi o usprawiedliwienie tworu politycznego jakim jest UE, lecz o podkreślenie istnienia śmiertelnego zagrożenia wynikającego z braku kontroli nad migracją. Odnośnie problemów kulturowych wewnątrz społeczeństw Europy obrywa się środowiskom LGBT+. Konrad podkreśla jednak, iż nie ocenia ludzi, lecz ich postawę, czemu daje wyraźne świadectwo w kolejnym szczerym do bólu skicie pt. „Zaraz wracam (skit)”.
Ciekawie brzmi „Bez odbioru” na bicie autorstwa Kokala i z miłym wokalem EmKa. Jednak ów kawałek, mimo iż bardzo osobisty, nie emanuje zbytnią odkrywczością. Sam nigdy nie przepadałem za utworami prezentującymi uczucia osobiste autorów rapu,skupiając się raczej poszukiwaniu w treściach tekstów wartości uniwersalnych, zahaczających o politykę, komentujących zdarzenia z życia społecznego i kultury.
Prawdziwym bengierem z pazurem imprezowym (na miarę amorficznej twórczości Konrada) jest „Jezu Ufam Tobie” na energetycznym bicie Forresta Greena. Wśród utworów zawartych na płycie ten właśnie uważam, za właściwy punkt mogący poruszyć publiką w sposób klasycznie rapowy, mimo iż nosi on znamiona trapowe. Utwór w swej treści nie jest zaskakujący, nie niesie również głębszych treści tzn. takich, które mógłby by zaintrygować słuchacza. Niemniej swoją funkcję, jako imprezowego climaxu koncertu może spełniać (obok utworu singlowego) całkiem skutecznie.
Refleksyjny oparty na delikatnym gitarowym brzmieniu „Czuję się naprawdę dobrze” opartym o kompozycje BillyMalpka produkcji Kokala, daje wytchnienie i na powrót skłania do spojrzenia w głąb duszy. Ciekawe w utworze są nawiązania do przyjacielskich relacji jakie Konrad nawiązał z duchownymi, będącymi mu podporą w zmaganiu się z problemami, o których wspominał wielokrotnie wcześniej. Śmiem jednak powątpiewać, czy ów utwór (jak również kolejny pt. „Ostatni raz”) wnosi coś nowego do albumu. Słuchacz wielokrotnie odczuje skoki ciśnienia wsłuchując się już w pierwszą część Neofity. Augustyn powiedziawszy bardzo wiele we wcześniejszych kompozycjach nie wnosi nic nowego w dwóch ostatnich regularnych konskach.
Tym bardziej „Ostatni raz” zrealizowany w konwencji storytellingu, nie zrobił na mnie większego wrażenia. Oczywiście nie wątpię w warsztat autora, tym bardziej w mistrzowski sposób prowadzenia narracji i emocjonalnie wyeksponowany wokal, jednak po wcześniejszych, naładowanych emocją utworach owa „końcówka” wydaje się być niewłaściwie wyeksponowana.
„Outro” ujęte w formę skitu finalizuje album, nawiązując do wcześniejszych tracków i kończąc autorską narrację Augustyna brawami. Dowcipny track zapowiada kolejne produkcje spod szyldu „Augustyn”, czyli tzw. „Luzaki”.
Album Konrada przypadł mi do gustu. Zważmy jednak, iż mamy do czynienia z dziełem nietypowym, wyjątkowym w swojej formie, nietanecznym, kondensującym skrajne emocje w sposób niespotykany, dla wielu drażniący, łamiący schematy i wymykający się ocenie stricte rapowej. Najsłabszym punktem albumu jest przede wszystkim jego unikalność, czyniąc zeń zbiór myśli, wspomnień, konstatacji światopoglądowych z zacięciem profilaktycznym, który jest bardzo intymny i trudny do wykonania w klubowym anturażu.
Jeśli po wysłuchaniu albumu stwierdzisz, iż nie był to czas stracony, wówczas jestem pewien, iż będziesz chciał do niego powrócić. Natomiast, jeśli w trakcie odsłuchu odrzuci Cię on formą, offbeatowym sposobem położenia rymów i amorficznością swej struktury, wówczas być może nie jest to materiał dla Ciebie. Subiektywnie przyjmuję ten album jako novum na scenie a Augustyna jako obiecującego rapera, którego niedawna nobilitacja i zaangażowanie w projekt Młode Wilki 2019 jest konsekwencją radykalnej drogi twórczej obranej na Neoficie. Życzę ziomowi jak najlepiej zarówno w pracy twórczej jak i ewangelizacyjnej, oczekując kolejnych produkcji ujętych w album w wersji fizycznej oraz, mając na uwadze mój głód nowości i pragnienie szczerej i rzeczowej analizy kolejnych albumów przeznaczonych do recenzji. Tymczasem zapraszam do odsłuchu Neofity. Bless!
Wasz Elmer
PRAWA AUTORSKIE
Kopiowanie części recenzji lub ich całości bez mojej zgody, a także kopiowanie zdjęć lub usuwanie z nich loga jest surowo zabronione. Wszystkie zamieszczane zdjęcia i recenzje są mojego autorstwa, kiedy jest inaczej podaję informację o źródle.

