Rozsiadłem się wygodnie w kinowym fotelu, pełen oczekiwań, jak zawsze gdy na ekranie pojawiają się znane twarze z polskiego hip-hopu. Małach i TPS, artystyczne alter ego mojego ulubionego gatunku, a jednak… „Życie w błocie się złoci” nie okazało się złotem, które bym oczekiwał.
Film kreuje historię Lupusa, utalentowanego chłopaka z blokowiska, marzącego o wydaniu płyty. To ciężka i bolesna historia, z której wyłania się obraz walki, marzeń i wytrwałości. Ale przy całej szlachetności tematu, gdzieś pomiędzy blokowiskiem, alkoholikiem-ojcem i brakiem perspektyw, film gubi się w sztampowych schematach.
Dialogi są okrojone do minimum, a ich ubóstwo sprawia, że film wydaje się bezbarwny i nijaki. Gra aktorska Małacha przypomina zbytnio teledyski, które znamy z jego muzycznej kariery. I choć nie brakuje mu autentyczności, to jednak odrobinę więcej zróżnicowania w grze na pewno by się przydało.
#KupujPolskieRapPłyty
Zaopatruj się w nowe kompakty do rap kolekcji i wspieraj jednocześnie działalność i niezależność naszego portalu.

Życie w błocie się złoci… a może jednak nie?
Całość odznacza się estetyką blokerskiego teledysku, co niekoniecznie przekłada się na jakość kinematografii. I choć niektórym może to przypaść do gustu, dla mnie osobiscie była to zbyt jednostronna wizualna podróż.
W mojej opinii, „Życie w błocie się złoci” to film tworzony przez ziomków dla ziomków. O ile jesteś miłośnikiem brzmienia blokowisk i nie oczekujesz od filmu głębszego przekazu, może to być propozycja dla Ciebie. Ale jeżeli szukasz czegoś więcej – zaskoczenia, niestandardowego podejścia do tematu lub zwyczajnie dobrej kinematografii – być może warto poszukać gdzie indziej.
ZOBACZ TAKŻE: Polscy raperzy na emigracji w szkockim Aberdeen wydali singiel
Czy blokerski teledysk może stać się dobrym kinem? Rozczarowanie po seansie „Życie w błocie się złoci”
Nie mogę jednak pominąć kwestii fabuły. „Życie w błocie się złoci” prezentuje tematykę, która mogłaby być pełna potencjału – zmagania młodego rapera z trudami życia na blokowisku. To mogło być pełne pasji, buntu i prawdziwej walki. Niestety, twórcy filmu poszli na łatwiznę i zaprezentowali nam oklepane schematy. Nie ma tu miejsca na głębsze refleksje, zaskakujące zwroty akcji czy naprawdę poruszające sceny. Całość jest zbyt przewidywalna i płaska, by dać się porwać opowieści.
Również warstwa wizualna filmu nie spełnia oczekiwań. Zamiast intrygującej i nowatorskiej estetyki, dostajemy coś na kształt blokerskiego teledysku – bez polotu, sztywno i zbyt dosłownie. Choć nie brakuje tu charakterystycznych dla hip-hopowej kultury elementów, wydają się one nałożone na film bez większego zastanowienia.
Jeżeli chodzi o grę aktorską, wydaje się, że Małach, choć utalentowany jako artysta muzyczny, nie jest w stanie przekroczyć swojego muzycznego alter ego i stworzyć przekonującej postaci na ekranie. Jego występ przypomina teledyski, które znamy z jego dotychczasowej kariery – są to te same miny, gesty, styl – co sprawia, że brakuje mu wiarygodności jako aktora.
Podsumowując, „Życie w błocie się złoci” to film, który mógłby dostarczyć emocjonującej historii o walce, pasji i marzeniach. Niestety, w rezultacie dostajemy jedynie zbyt oklepaną opowieść, która zamiast poruszać, raczej zmusza do zastanowienia, czy blokerski teledysk naprawdę może stać się dobrym kinem. Moim zdaniem, w tym przypadku odpowiedź jest negatywna.

