Przyznaję, że kolejne zapowiedzi legalnego wydawnictwa, któregoś z raperów okupujących sufit podziemnego światka, nie wywołują we mnie większych emocji. Swoje cegiełki regularnie dokładają sami raperzy, zdzierając z siebie przetarty łach, po to by legalny rozdział zacząć, co najmniej, schludnie. Niestety, wraz ze znoszonym ubraniem pozbywają się właściwej charyzmy, bezczelności i paru innych cech dobrego MC. Pomimo to, zabrałem się za Takie Rzeczy. No właśnie.

 

Charakterystyczny, chropowaty głos, zjadliwe pointy i nieco przerysowany, choć rzeczowy styl – radomski tramp jest postacią, którą ignoruje się z trudem. Z jednej strony przesympatyczny, z drugiej szalenie butny, prowadzi się z pokorą godną trzech krzyżyków, jednak momentami, do granic lubieżnie i rubasznie, co trzydziestolatkowi przystoi już niekoniecznie. Łechcącą konstelacją cech wyróżniał się będąc jeszcze w najciemniejszym ogonie podziemia i udawało mu się nie stracić jej z każdym nowym wypuszczanym kawałkiem. Robiąc to, z resztą, chaotycznie i znienacka. Kę, prawdopodobnie, zachowałby tę formę, nie nagrywając długogrającego albumu kosztem dalszego naiwnego grania, gdyby nie życiowy prztyczek. Tak otrzymujemy LP, owiane małą legendą i zagadkową aurą.


#KupujPolskieRapPłyty

Zaopatruj się w nowe kompakty do rap kolekcji i wspieraj jednocześnie działalność i niezależność naszego portalu.

materiał reklamowy Ceneo.pl

Album, na szczęście, nie jest produktem dla niedotlenianych dzieci i ciotek, i tu pierwszy plus, za niebrnięcie na siłę w zabawową, troszkę wiejską stylistykę pokroju Nie wiedziałaś, czy Trasy. Oklaski również za sam początek poprowadzony z lekkością i czarem, choć nie są to przewiewne kawałki. Nigdy dość i Zostaję opinają skórę wystarczająco mocno, by rzucić to w kąt, odchodząc z zapasem niechęci do radomskiego folkloru. Zagrane są duszno, w tonie goryczy nad niepowodzeniami i niespełnieniem odpowiednim pozie radomianina prezentowanej wcześniej, a nie malkontenctwom znanych z lokalnych podwórek i trendów na scenie. Dalej jest różnie. Przede wszystkim razi brak jasnej koncepcji, niezborność całości. Sam raper sprawdza siebie w różnych estetykach, jednak robi to ociężale, momentami nieudolnie, grzęznąc na dobre. Szczególnie rozczarowuje Krucjata, gdzie po świetnym Jednym Kraju byłem skłonny posłać szczery ukłon w stronę KęKę. Udowodnił wtedy, że prawicowy rap może być nienachalny, pozostawić przestrzeń do polemiki, nie wciskając niechcianego chitonu. Zgoła inny aromat unosi się nad wcześniej wspomnianą Krucjatą, nieudaną i przerażająco płaską. Brnięcie przez słabsze momenty rekompensuje w końcu świetne Dziękuję, przypominając na koniec powód, dla którego sięgnąłem po ten album.

A jest nim styl, którym gospodaruje Kę. Tak zwyczajnie. Był to węzeł wiążący silnie nielegalne dokonania rapera i ten sam styl jest największym walorem na Takich Rzeczach. Może w mniejszym stopniu dba o spójność płyty, bo zdaje się rozpełzać w gmatwaninie nieudanych prób, ale nadal pozostaje pierwiastkiem unikalnym na skalę krajową. Poza paroma kawałkami, album wygląda raczej mizernie,a obraz debiutu ratują, tak na prawdę, listy sprzedaży, na których figuruje od dnia premiery po dziś dzień, co rozwiewa ewentualne wątpliwości, czy radomianin jest scenie do czegoś potrzebny. Osobiście, pomimo rozczarowania, niczego nie przekreślam. Wydaje mi się, że odpowiednio poszturchiwany znajdzie swoją najlepszą stylistykę, a ta, jak nic innego, jest gwarancją prawdziwie radomskiej lury.