Piotr Kowalczyk – Tau – zwraca uwagę wciąż dość hermetycznego środowiska odbiorców hip-hopu zarówno wyrazistością swych poglądów, jak również niebagatelnym warsztatem artystycznym. Potwierdzeniem niniejszej tezy niech będzie zwycięstwo w plebiscycie „Słownictwo Polskich Raperów” autorstwa Mateusza Sawki, w którym raper deklasuje takie tuzy rodzimej sceny jak Peja, Gural, Pih, O.S.T.R., czy też (!) nasz wieszcz narodowy Adam Mickiewicz.
Włączenie poety do niniejszej analizy porównawczej wydaje się być zabiegiem karkołomnym i nietrafionym, mimo iż autor Inwokacji, ku zaskoczeniu wielu młodych fristajlowców, prowadził walki na słowa ze swymi kompanami z Towarzystwa Filomatycznego. Niemniej, obrana wówczas forma jambów poetyckich charakteryzowała się odmienną od dzisiejszych bitew na słowa formą artystyczną.
Zmierzając jednak do clue recenzji i odnajdując odnoszący się do nieprzebranych zasobów słownictwa Tau, punkt zaczepienia w samym tytule najnowszego działa Piotra – Egzegeza wspomnijmy, iż Słownik Języka Polskiego PWN definiuje termin ów jako „objaśnienie, interpretację”. Czy Księga Pszczół wpisuje się w definicję oraz czy objaśnia kontrowersyjny dla wielu nawrót rapera w stronę Chrystusa? Zapraszam, do lektury recenzji Egzegezy: Księgi Pszczół.
#KupujPolskieRapPłyty
Zaopatruj się w nowe kompakty do rap kolekcji i wspieraj jednocześnie działalność i niezależność naszego portalu.
materiał reklamowy Ceneo.plJuż na wstępie warto zaznaczyć, iż w 2012 nakładem Bozon Records ukazał się 12-trackowy album artysty pt. Egzegeza: Księga Słów, na którym, wówczas jeszcze Medium, wyprowadzał filozoficzne dywagacje i podbudowywał swój wizerunek wszechstronnego artysty, mistyka i chrześcijanina. Księga Pszczół jawi się jednak jako album konceptualne odmienny od swego „egzegetycznego” poprzednika, wciąż zachowując świeżość i innowacyjność twórczą.
Mocną stroną wydawnictwa jest z pewnością warstwa muzyczna, tak inna od wcześniejszych wydawnictw Piotra, lecz niezmiennie nienaganna brzmieniowo i doskonale zaaranżowana. Zaznajomiony z twórczością Medium słuchacz szybko wychwyci rozwiązania charakteryzujące styl sklejania sampli i prowadzenia linii emocjonalnej w każdym utworze. Bez wątpienia odnajdziemy na albumie dźwiękowe follow-upy do Graala. Oryginalność wydawnictwa bazuje głównie na szerokim instrumentarium, perfekcyjnie zaaranżowanym i wkomponowanym w bazę podkładową spod pada Tau.
Skrzypce, saksofon, kontrabas, ukulele, gitara elektryczna i przede wszystkim oldschoolowo brzmiące syntezatory utwierdziły mnie w przekonaniu, iż to, co najlepsze w klasycznym hip-hopie nie zginęło i wciąż deklasuje wszelkie nowinki brzmieniowe, „nie zrodzone” struną, smyczkiem, czy też kunsztownie wyprowadzonym akordem z klawiszy. Nie omieszkam również wspomnieć o perfekcyjnie wkomponowanych próbkach zapożyczonych z dyskografii śląskiego SBB, jak również cutach wywiedzionych z utworu DMX „Lord Give Me a Sign”, przedłożonych na track z wosków Dja Wujaza. Pieknie!
Jedynym mankamentem, który zauważam, jako wieloletni odbiorca brzmień hiphopwych, jest brak pełnej dokumentacji odnośnie wszystkich zastosowanych sampli. Być może podchodzę do sprawy tzw. clearingu laboratoryjnie, jednak prowadząc analizę legalnie wprowadzonych na rynek albumów, w szczególności tych o chrześcijańskiej proweniencji, życzyłbym sobie by właściwe przypisy znalazły się w opisie albumu, jako niezbywalne dane techniczne.
Warstwa tekstowa Księgi Pszczół budzi mój szacunek, w szczególności biorąc pod uwagę, iż całość płyty została napisana jako autobiograficzny koncept-album.
Mamy więc do czynienia z ubranym w kunsztowną formę artystyczną wewnętrznym dialogiem autora i wiwisekcją światopoglądową „starego człowieka” z nowonarodzonym, pogodzonym ze Stwórcą naśladowcą Chrystusa. Warto docenić starania Piotra o znakomitą stronę leksykalną albumu, również w kontekście stawiania sobie wysokiej, artystycznej poprzeczki. Z każdym krążkiem Tau zaskakuje wprowadzając nowe pomysły i liryczne rozwiązania. Księga Pszczół nie jest popisem umiejętności technicznych a opowieścią o emocjach towarzyszących nawróceniu do Boga. Bardzo mocną stroną Egzegezy jest zastosowanie śpiewu, jako przekaźnika emocji i treści. Osobiście skłaniam się ku twierdzeniu, iż słowo rapowane, jako forma artystyczna, jest na tyle wszechstronnym narzędziem, iż uzupełnianie go o wokalizy nie jest zabiegiem koniecznym. Niemniej stosowane przez rapera przyśpiewu i refrenowe urozmaicenia wokalne przekonały mnie w pełni.
Utwór pt. „Ul. Zapomnienia” porusza niezmiernie ważną kwestię w środowisku fanów hip-hopu a obserwacje Piotra są nie tyle celne, co, wobec nich samych, kąśliwe. Analizuje on swój dawny „zestaw postaw hiphopowca” czyniąc zeń paszkwil na bezrefleksyjność w odbiorze każdego materiału rapowanego. Wspinaczka światopoglądowa realizowana w oparciu o wiarę pozwala na uczynienie przeskoku ze stanu fascynacji muzyką i jej historią, do podjęcia się świadomego życia pełnego ważnych spraw (bynajmniej ważniejszych aniżeli kolejne, bezkrytyczne odsłuchy albumów, wspomagane forowanymi przez wielu artystów używkami, alkoholem oraz mirażem łatwego i przyjemnego życia).
Ciekawym zabiegiem w utworze jest wprowadzenie skitów nawiązujących do wczesnych filmów dokumentalnych tłumaczących nieuświadomionemu i/lub zgorszonemu społeczeństwu amerykańskiemu lat 80-tych idee narodzin i strukturę oddolnego ruchu artystycznego dziś zwanego Hip Hopem. Ów wesołkowaty utwór zakończony został brzmieniową voltą symbolizującą i opisującą obecność Stwórcy panującego nad otumanionym spłyconą muzyką tłumem. Ubolewam jednak, iż owe nawiązania do filmów dokumentalnych tamtych lat nie są uhonorowane należytym przypisem w książeczce do płyty dołączonej.
„Ul. Pojednania” obfituje w poważne pytania dotyczące celowości istnienia instytucji Kościoła (w domyśle Kościoła Rzymskokatolickiego). Osobiście lubię utwory, które nie są jedynie brykiem światopoglądowym artysty, czy też li tylko osobistą psychoanalizą i wiwisekcją jego uczuć. Omawiany utwór zadaje fundamentalne pytania, na które uzyskujemy podparte przykładami odpowiedzi: „Dziecko, Kościół to szpital grzeszników, sam w sobie jest święty pomimo grzesznych pracowników/To chory lekarz może wyleczyć pacjentów?/To lekarstwo leczy a nie lekarz, lek ten trzyma w ręku/Czy nie mogę leczyć się na własną rękę i spowiadać, nie wiem pod drzewem, zamiast tam przed księdzem?/Czy sam stawiasz diagnozę, gdy masz chorobę?/Przeto przed użyciem skonsultuj z lekarzem lub farmaceutą”.
Problem powszechnej kradzieży własności intelektualnej znajduje swój opis w utworze „Ul. Nowych Oczu”. Ciekawie zaaranżowany utwór jest niczym spowiedź autora odnośnie grzechów przywłaszczenia, którego on sam wielokrotnie się dopuszczał używając pirackiego oprogramowania, ściągając najnowsze albumy w wersji MP3, bądź też zaopatrując się nielegalną drogą w filmy. Nie kończąc na tym, autor bezpardonowo rozprawia się z tzw. autorytetami hiphopowymi oświadczając: „Włączam ulubioną płytę/wychodzę na ulicę i wszystko, co na niej słyszę neguje życie/promuje mrok, chlanie, hedonizm i ćpanie/a z kobiety czyni szmatę do seksu na zawołanie/w rapie pogoń za hajsem i powszechna agresja/ja się budowałem na tych tekstach od dziecka?/Poryte banie, połamane moralnie, oto moi bohaterzy, których naśladowałem, to straszne!”.
Moim albumowym faworytem jest „Ul. Smutnej Radości’, gdzie oprócz doskonałego, ciężkawego bitu i solidnych wersów poruszających problem medialnego zakłamania i antyklerykalnej propagandy Tau wpiął wersety z Beniowskiego Juliusza Słowackiego (dlaczego ów fakt nie został wyróżniony w książeczce przy CD?)! Obcując ze sztuką Piotra odnoszę wrażenie, iż ta ma kilka wymiarów zrozumienia.
Jest ona odbierana, w moim subiektywnym odczuciu, dość powierzchownie, jako sztuka sticte rapowa. Dla osób szukających utwierdzenia w wierze i obcowania z treściami chrześcijańskimi, działalność jego mieni się jako uduchowiony manifest nowatorskiej drogi twórczej i forpoczta nowej fali artystów o światopoglądzie chrześcijańskim. Dla takich jak ja poławiaczy muzycznych i lirycznych perełek jest ona z kolei wyzwaniem, jak i potwierdzeniem kompetencji pozaartystycznych samego twórcy. Wyrazy uznania!
Bardzo uczuciowa „Ul Domu Na Skale”, gdzie płacz, jako tło do osobistych rozważań autora, potrafi uczynić wyrwę w zabetonowanych sercach słuchaczy jest również warta wyrożnienia. Chcę wierzyć, iż ów „zabieg” jest szczerą manifestacją uczuć Piotra a nie zagrywką na emocjach . Mnie ów utwór poruszył, tak jak i podobny, „okryty łzą” track autorstwa wschodzącej gwiazdy sceny amerykańskiego C-rapu – NF’a.
Jako dodatek do treści audio Piotr zamieścił również „najbardziej szczery list jaki napisał w życiu”. Ów tekst jest w istocie poruszający. Rozumiem intencje autora a sama treść, choć momentami odrobinę patetyczna, stanowi wstęp do muzycznej podróży zwanej Księgą Pszczół. Niemniej wymaga on drobnego sprostowania. Piotr twierdzi, iż „stworzył nowy prąd w tym gatunku [chrześcijańskim rapie w Polsce]”, z czym zgodzić się nie mogę. Wiele lat zanim wydany został Seans Spirytystyczny (nota bene album niechrześcijański), tacy twórcy i składy jak 3miel, Arci, Elohim, Royal Rap, jak również późniejsi Full Power Spirit, Frenchman, czy też DKA (by wymienić tylko kilku), przecierali szlaki i tworzyli zręby gatunkowe rapu chrześcijańskiego. Słowa Piotra, dla osób niezaznajomionych w tematyce, mogą więc być odebrane jako pewnik, natomiast, w moim odczuciu, ów zabieg epistolarny nosi wyraźne mankamenty wymagające korekty.
Pragnę z całą mocą docenić pracę Sewerxa, który sięgnął wyżyn możliwości twórczych, oddając w ręce słuchaczy niespotykaną formę opakowania albumowego nawiązującą do słojów miodu. Posiadam jedynie wersję okrojoną Księgi Pszczół i ów „egzegetyczny” sześciobok miałem jedynie kilka razy w ręce. Nie odniosę się również do dodatków zawartych pod pokrywą. Jednak już sama wersja podstawowa Egzegezy wygląda okazale a ilustracje odnoszące się do kolejnych utworów w połączeniu z deskrypcją i naprowadzeniem odnośnie sensu danego tracku, czynią zeń dzieło wybitne.
Egzegeza:Księga Pszczół jest z pewnością materiałem wartym zakupu. Doświadczenie, kunszt i pomysłowość autora wydają się być źródłem niewyczerpanym a forma fizyczna albumu zachęca tym bardziej do zaopatrzenia się w dzieło. Warto dodać, iż w świecie fonografii ekspozycja logotypu, w tym pseudonimu artystycznego twórcy, jest często czynnikiem warunkującym sukces komercyjny wydawnictwa.
Piotr Kowalczyk rezygnując z sygnowania albumu swą ksywką uczynił, w moim odczuciu, gest odsunięcia od siebie ewentualnych zarzutów o światowe idolatorstwo, oddając tym samym materiał przemyślany, dopracowany, uduchowiony, zasługujący na najwyższe laury. Co za rozmach!
Elmer
PRAWA AUTORSKIE
Kopiowanie części recenzji lub ich całości bez mojej zgody, a także kopiowanie zdjęć lub usuwanie z nich loga jest surowo zabronione. Wszystkie zamieszczane zdjęcia i recenzje są mojego autorstwa, kiedy jest inaczej podaję informację o źródle.