Prawdopodobnie w ogóle nie powinienem był podejmować się recenzji Brzydkiego, złego i szczerego autorstwa O.S.T.R.a vel Adama Ostrowskiego, gdyż trudno zainicjować rzeczową polemikę z autobiografią, czyli z autorskim opisem przypadków życiowych w książkową formę ujętych. Od wielu lat kolekcjonuję woluminy o Kulturze traktujące doszukując się na ich stronicach wzmiankowań o źródłach szacownego ruchu artystycznego, teł historycznych, jak również krytycznego spojrzenia na całokształt rozwijającej się w najlepsze rodzimej sceny hip-hop.
Powodowany kolekcjonerskim zewem, jak również ciekawością i nadzieją na odnalezienie dzieł wiekopomnych hip-hop tłumaczących dołożyłem do kolekcji również autobiografię Adama, niestety nie odnajdując w jej treściach wielu wyczekanych przeze mnie atutów. Niech jednak Czytelnik nie zniechęci się do niniejszej recenzji, tym bardziej nie obruszy się na moją małostkowość. Mam w zwyczaju „się czepiać” a owe „czepialstwo” jest jedynie subiektywnym punktem widzenia, który dogmatem stać się nigdy nie powinien.
Natomiast jeśli czujesz się odrzucony moją ostrą oceną wydawnictwa spod pióra Twojego ulubionego rapera, wybacz mi butę. Czułem jednak, iż mierzenie się z recenzją autobiografii (bynajmniej nie pod kątem oceny danych zdarzeń z życia autora a jedynie wydźwięku, jaki owe okoliczności mogą mieć na odbiorcę) stanowiłoby dla mnie wyzwanie, odskocznię od recenzji li tylko albumów muzycznych i uspokoiłoby moje sumienie odnośnie oceny jej zawartości merytorycznej. Wierząc, iż wciąż jesteś niezrażony mym przydługawym wstępem zapraszam do lektury.
#KupujPolskieRapPłyty
Zaopatruj się w nowe kompakty do rap kolekcji i wspieraj jednocześnie działalność i niezależność naszego portalu.
materiał reklamowy Ceneo.pl”Adam Ostrowski – rocznik osiemdziesiąty, muzyk, freestylowiec, producent, instrumentalista, raper. (…) Od 20 lat konsekwentnie podąża w raz obranym kierunku artystycznym. Jako absolwent łódzkiej Akademii Muzycznej w klasie skrzypiec pomysłowo wykorzystuje wiedzę klasyczną w kompozycjach opartych na czarnej muzyce miejskiej. (…) Autor 21 albumów muzycznych, zdobywca 8 platynowych (w tym jednej potrójnej i dwóch podwójnych) i 6 złotych płyt. Pięciokrotny laureat Fryderyka.” Człowiek hip-hop – reasumując. Mamy do czynienia z artystą wszechstronnym, płodnym, lubianym i pełnym pasji. Wykształcenie oraz błyskotliwość czynią zeń kompletnego MC, nie wspominając o niepodważalnych skillsach w tzw. stylu wolnym, których popis O.S.T.R. serwuje na każdym koncercie. Szołmen, trendsetter, muzyczny autorytet, jeden z niewielu polskich raperów rozpoznawalnych w świecie. Dlaczego więc Brzydki, zły i szczery nie przypadł mi do gustu?
200-stronicowa autobiografia wydaję się być soczystym kąskiem dla fanów twórczości artysty i poszukiwaczy źródeł hip-hopowego nurtu, a przy tym dobrą rozrywką na dwa wieczory. Zaiste, książkę czyta się szybko, a poszczególne rozdziały pełne są nagłych zwrotów akcji, niespodziewanych point i humoru. Chciałoby się rzec – samo życie. W rzeczy samej, codzienność niektórych ludzi z branży może stać się z powodzeniem tworzywem ciekawej książki. Niemniej żyjemy w czasach, gdy wielu stawia sobie za punkt honoru wydanie swych osobistych annałów. Do materii autobiograficznej z zasady podchodzę więc z rezerwą. Wspomniane 200 stronic tekstu, po odjęciu „niepotrzebnych upiększeń graficznych” w rzeczywistości jest zbiorem około 130 w pełni zapisanych sporym fontem stron.
Ktoś się spyta, czy to ważne oraz dlaczego zadałem sobie trud na podliczenie objętości woluminu? Otóż, jestem wyczulony na próby sztucznego rozdymania wydawnictw czyniących zeń ładnie wyglądający eksponat na półce. Zaiste, grzbiet książki sygnalizuje, iż ta oferuje bardzo spory zasób treści. Niestety otrzymujemy autobiografię poprzeplataną, jak na mój gust, mało estetycznymi „zapychaczami” w postaci mniej lub bardziej związanych z tekstem, grafik. Niestety w książce nie przewidziano tak osobistych i, jak dla mnie, istotnych elementów autobiograficznych, jak zdjęcia z nim korespondujące. Pragnę wspomnieć, iż książkowy życiorys Grubsona, choć również grzeszący niepotrzebną pstrokacizną, jest w fotografie uposażony. Chcę również sprostować, iż nie jest oczywiście konieczne, aby każda autobiografia zawierała takowe (tak, jak to miało miejsce w AutobiogRAPii Liroya) jednak kilka fotek wypadałoby Czytelnikowi odsłonić.
Brzydki pisany jest stylem swobodnym, prostym, osiedlowym. Nie spodziewałem się słownikowej składni i oraz hiper poprawności. Uznałbym je nawet za atut, gdyż te wyraziście odzwierciedlają osobowość autora i uautentycznią jego samego jako narratora. Niemniej, już po kilku stronach wyczuwa się niewypracowane pióro autora odnośnie pisarstwa stricte prozatorskiego. Wśród wielu humorystycznych „wstawek” językowych znalazły się jednak dość nieudane dowcipy, które mnie osobiście od lektury odrzucają, ot choćby: „Z Łodzią jest jak z uprawianiem seksu z kobietą po osiemdziesiątce – trzeba to, (…), lubić” (Ostrowski,142) ;lub „(…) a już, trzymając żonę za rękę, miarowo oddychałem wraz z nią i zachęcałem ją do parcia. Po godzinnie walki z naturą usłyszałem: Widzę główkę. To zdanie wywołało u mnie większą ciekawość niż kolejny odcinek Na Wspólnej u emerytów. (Ostrowski, 164) Panie Adamie, Pan wybaczy, Pan był trzeźwy w czasie przyjścia na świat pierworodnego? Ups, przepraszam – „uzbrojony w kamerę i dobrą whisky śledził [Pan] bieg wydarzeń”. (Ostrowski, 163)
Wiele prawdy odnalazłem w rozdziałach traktujących o systemie edukacji i perypetiach autora uwikłanego w rzeczywistość szkolną. Stwierdza on słusznie, iż te zajęcia, które odbywały się w kilkuosobowych grupach (przez szacowną panią Flis) były bardziej intensywne i przynosiły lepsze efekty. (Ostrowski, 26) Autor za jednym zamachem rozprawia się również z nauczycielami, którzy zawiedli jego oczekiwania, stając się pośmiewiskiem w oczach młodocianego Adama i jego rówieśników, i słusznie, gdyż ich postępki winny być uwiecznione, jako przestroga dla leniwych, urągających etyce belfrów, przy tablicy z przypadku. Czy jednak akapit ów odkrywa Czytelnikom coś, czego nie wiedzieli, bądź też nie doświadczyli sami?
Jednym z najjaśniejszych punktów wydawnictwa jest niewymuszony, autentyczny humor sytuacyjny. Ostry wspomina, iż na pewien egzamin, na skutek kilku niefortunnych zbiegów okoliczności, dotarł w pidżamie, wzbudzając śmiech i zażenowanie rówieśników oraz nauczycieli. Interesująco zarysowane zostały konflikty między rodziną Adama – kształcącego się pod karcącym okiem matki skrzypka – a sąsiadami, którego rzępolenie smyczkiem sprowokowało co bardziej rzutkich do „włamu” oraz interwencji siłowych. Należy również wspomnieć o „procederze” wypisywania przezeń zwolnień z lekcji „sobie samemu”, bynajmniej nie w celu włóczenia się po okolicy, a szlifowania sztuki rapowej. Tak czy inaczej, nauka nie poszła w las.
Nigdy nie byłem wiernym słuchaczem twórczości O.S.T.R.a. Niemniej doświadczyłem kilku jego dokonań albumowych. Dużo częściej bywałem na koncertach Adama, który, występując obok innych tuzów polskiej sceny hip-hop, zawsze wyróżniał się charyzmą sceniczną. Z perspektywy mojego dość konserwatywnego światopoglądu motywacje przyświecające twórcy w czasie intensywnych wojaży po Polsce wydały mi się dość niepokojące. Jak sam twierdzi: „Trema, skupienie, stres, czyli dreszcz emocji po wejściu na scenę, szybko zmieniają się w euforię, ekstazę i niewytłumaczalne uczucie nirwany. Nie liczy się nic poza muzyką, dobro i zło nie istnieją, wszystkie życiowe problemy znikają za zasłoną mętnego klubowego powietrza, a dźwięki jak promienie Roentgena przenikając przez ciało, wprawiają je w narkotyczny trans potęgujący chwile muzycznego upojenia. (Ostrowski, 43)
Kilkukrotnie autor odwołuje się do instancji Bożej, pragnąc podkreślić doniosłość chwili, bądź też podkreślając łut szczęścia towarzyszący mu w danej, trudnej sytuacji. Niemniej, ów zabieg stylistyczny wydaje mi się nietrafiony i, co gorsza, obdarty z wszelkiego zrozumienia rzeczywistości duchowej (co bez wątpienia Adam udowadnia w swoim obrazoburczym teledysku „Eden”; tak, tak, to tylko kreacja artystyczna), opisując swoje relacje z kompanem od rymów w sposób następujący: „Byliśmy jak papużki nierozłączki. Po pewnym czasie jego rodzice zaczęli nawet podejrzewać nas o problemy z orientacją seksualną. Nie potrafili w inny sposób wytłumaczyć sobie, dlaczego ich syn zadaje się z takim matołem bez kultury jak ja. (…) Dzięki Bogu obaj, można powiedzieć, wyszliśmy na ludzi, w innym przypadku jego starzy prawdopodobnie odstrzeliliby mi łeb, a ciało rzucili świniom na pożarcie”. Ciekawie.
Warto wspomnieć o metodach realizacji jednego z albumów, a dokładniej o produkcji jego warstwy tekstowej. Otóż nasz bohater i autor zarazem „pochwalił się”, iż liryki pisał na telefonie w trakcie jazdy samochodem na koncerty. Po pewnym czasie zorientował się jednak, iż ów zabieg może być odrobinę niebezpieczny i oddał w ręce kompana telefon dyktując mu kolejne strofy. Śmiem powątpiewać, czy Adam był wówczas świadom zagrożeń, pomijając fakt, iż w moim odczuciu, do tekstów winno się przykładać większą wagę i poświęcić więcej czasu na ich przemyślenie i zważenie słów, niż czyniąc zapis wolnych styli jako uczestnik ruchu drogowego (tak, wiem, goniły go terminy, lecz odpowiedzialnością artysty jest dobra organizacja czasu i znajomość przepisów drogowych, ot co). Docenić należy szczerość O.S.T.R.’a, który bez ogródek przyznaje: „Paliłem wtedy bardzo dużo jointow, więc zapominałem o ważnych sprawach. Moja egzystencja wyglądała mniej więc tak: wstawałem rano i kręcąc lolka myślałem, że mam niezapłacone rachunki, spalił się dysk w komputerze, odcięli nam prąd, dziewczyna wściekła, po czym odpalałem jointa i po kilku sekundach w mojej głowie była tylko jedna myśl: (walić to – przyp. Rafał Elmer). Przepraszam za dosadność, ale przez moje ziołolecznicze zamiłowanie (schrzaniłem) wszystko, co dało się (schrzanić), poza muzyką.” (Ostrowski, 122) Czyżby?
Następnie indaguje: „Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego psychika rozwalała mi mózg. Przestałem odbierać telefony, spotykać się ze znajomymi, miałem niepohamowaną potrzebę samotności. Zacząłem bardzo dużo jarać, odpalałem lolka od lolka, jakbym chciał od czegoś uciec. To trwało pół roku – irracjonalny, niewytłumaczalny okres życia. Im bardziej byłem zdołowały, tym więcej czasu poświęcałem muzyce. Czasami wracając z koncertu, już po odwiezieniu chłopaków, chciałem zjechać na czołówkę z tirem. Dobrze, że nie miałem na tyle odwagi, by to zrobić. A może to nie był brak odwagi, tylko włączony autopilot?” (Ostrowski, 176)
W tym miejscu warto o tłumaczący wtręt. Odżegnuję się od oceniania życiowych przypadków autora książki, tym bardziej od potępiania jego osoby, jednak, ciekawi mnie czy Adam nie powiązał swojego fizycznego i psychicznego stanu zdrowia z faktem korzystania z tzw. miękkich narkotyków? Być może uszczerbek na zdrowiu wywołany został intensywnym i obciążającym stylem życia artysty oraz niezdrowym odżywianiem się (batoniki Snickers). W to nie śmiem wątpić. Jednak, w moim mniemaniu, pewne objawy wskazują na swe przyczyny. W akapicie tym chcę podkreślić, iż w miarę rozwoju akcji zacząłem realnie obawiać się o zdrowie i życie rapera. A najgorsze przed nami…
Kilka dni po pęknięciu płuca (Adam z niewyjaśnionych powodów zwlekał z udaniem się do szpitala) autor znalazł się na sali operacyjnej. W tak traumatycznej sytuacji nie tracił on pogody ducha i będąc przeznaczonym pod nóż zdobył się na dowcipy i rozcieńczanie gęstej jak flegma atmosfery, co odczytuję jako skrótowy obraz jego cech osobowościowych – optymistyczny, pełen pasji ziomek, który w najtrudniejszych sytuacjach potrafi zachować dystans i poczucie humoru. Wciąż jednak, żart ma Adam niewybredny i leżąc podpięty do drenów szpitalnych czynił aluzje do „jarania” układając w myślach niecny plan skonstruowania z siebie, bądź też z sąsiada cierpiącego na podobny defekt, „ludzkiej fajki wodnej”.
Na zakończenie recenzji pragnę podtrzymać moją ostrą ocenę Brzydkiego, złego i szczerego, mianując książkę pozycją z gruntu nieudaną. Choć ciekawie wydana (pomijając graficzne fajerwerki wcinające się w treść), przedstawiająca konceptualnie pewien zamysł moralizatorski, autobiografia Adama Ostrowskiego nie spełniła moich oczekiwań. Mimo, iż Czytelnicy Ostrego odnajdą w woluminie ciekawostki, nawiązania do płyt kluczowych dla rozwoju jego kariery, humor oraz tzw. happy end, nie potrafię oprzeć się wrażeniu, iż w innych „raperskich” autobiografiach atutów tych jest dużo więcej. Dodajmy, iż w mojej ocenie, owe „konkurencyjne życiorysy” są napisane lepiej oraz, przede wszystkim, są opatrzone zdjęciami. Do znudzenia podkreślam, iż nie było moim celem ocenianie życia Adama Ostrowskiego a wyróżnienie tych sytuacji z jego życiorysu, które przykuły moją uwagę i w moim mniemaniu mogłyby wnieść ostrzeżenie, bądź też wartość dodaną do życia i światopoglądu środowiska odbiorców szeroko pojętej Kultury.
Na sam koniec książkowy morał, który, mimo odrobiny patosu, traktuję jako najmocniejszy akapit książki: ”Nigdy nie zabrałem swojej rodziny na wakacje, bo nie miałem czasu, uważałem, że muzyka jest najważniejsza. Myślałem, że robię dobrze, pracując na utrzymanie najbliższych i dostatnie życie. Byłem przekonany, że jestem idealny, budując im dom czy kupując kolejne prezenty. Swój egoizm tłumaczyłem odpowiedzialnością za ich przyszłość, a moja żona miała w głębokim poważaniu to, czy będziemy mieszkać w pałacu, czy w kawalerce. Jej zależało wyłącznie na tym, byśmy byli ze sobą i razem cieszyli się z życia. Zależało jej na tym, by wspólnie przeżywać chwile szczęścia i smutku, by dzieci, zamiast pytać, kiedy tata skończy pracę, miały z kim się pobawić, pogadać, do kogo się przytulić. Jest mi głupio, że musiałem zajrzeć śmierci w oczy, by to zrozumieć. Nieistotne ile płyt mam na swoim koncie i ile ich jeszcze nagram, nieważne recenzje, opinie hejterów, bo i tak kilka lat po zakończeniu kariery nikt nie będzie o tym pamiętał, natomiast dla moich dzieci i żony, jeśli tego nie spieprzę, będę bohaterem do końca życia.” (Ostrowski, 203)
Ostrowski Adam. 2019. Brzydki, Zły, Szczery. Warszawa: Wielka Litera.
PRAWA AUTORSKIE
Kopiowanie części recenzji lub ich całości bez mojej zgody, a także kopiowanie zdjęć lub usuwanie z nich loga jest surowo zabronione. Wszystkie zamieszczane zdjęcia i recenzje są mojego autorstwa, kiedy jest inaczej podaję informację o źródle.